Sioux Falls, Południowa Dakota i loty lokalne w USA

  • 14 września 2014
  • 0
Moja firma wysłała mnie minionym miesiącu na delegacje do Południowej Dakoty. Nie ukrywam, że ucieszyłem sie tym wyjazdem, gdyż w tej części USA jeszcze nie byłem. Jednak czego nie wiedziałem to to, iż w USA loty lokalne sa piekłem na ziemi. Oczywiście zostałem przed tym ostrzeżony, aczkolwiek nie spodziewałem sięgnęło co miało nadejść!

Najpopularniejsze miejsce w Sioux Falls - Falls Park

Zacznę po kolei. Mój lot z Singapuru do Sioux Falls nie mógł się odbyć jako lot bezpośredni.. niestety. W związku z tym musiałem lecieć do Los Angeles (LAX), a stamtąd do Denver, a następnie do Sioux Falls.
Nie jest w tym nic jakoby nadzwyczajnego, gdyż rzadko samoloty latają bezpośrednio tam gdzie byśmy chcieli, więc można rzec, iż każda linia lotnicza uracza nas nieodpartą przyjemnością lotów łączonych, a co za tym idzie całą masą "przyjemności" i niezapomnianej dawki rozrywki oraz adrenaliny - patrz lost Polska - Singapur. Dlaczego mówię o dawce adrenaliny - ależ Panie i Panowie! To uczucie gdy jesteś kilka kilometrów nad powierzchnią naszej jakże ukochanej Matki Ziemi i uświadamiasz sobie, że na lot łączony "być może zdążysz, ale będzie to walka z czasomierzem"... niczym skok o linie w przepaść!

Jedynie ubikację są murowane w budynkach, w związku z tym stanowią schrony...dosłownie


mekka

Co by się nie spocić. Tak jest!
Na tym jeżdżą ludzie co za dużo jedzą - nie, że muszą.

Wracając do tematu. Jak łatwo się domyślić z LA do Sioux Falls lot był lokalnymi liniami. No i zaczęło się. Zabukowałem sobie lot z LA do Denver linią United, a dalej z Denver do Sioux Falls linia Fronter. Pomyślałem, o losie złośliwy, ja naiwny - cóż złego stać się może skoro mam w Denver okienko 2 godzin, słownie dwóch godzin. Tak! Nie wziąłem poprawki na to, iż w USA, kraju o ironio numero uno,  najbardziej rozwiniętym i takie tam, spaźnianie się lotów to rzecz nader codzienna i wybijanie ząbków Panu pilotowy co by się pospieszył daje niewiele - po prostu taki porządek rzeczy. Spóźnienie musi być i basta!

Na lotnisku w Los Angeles jako gorące przywitanie zostałem obciążony zacną kwotą 25 "dularów" amerykańskich za moją walizkę. Dlaczego? Ot tak o! Bilet nie wliczał walizki- znaczy się Pan nie leci sam? Tylko tak bezczelnie z bagażem? oj, oj! Opłata będzie!
Oczywiście zapytałem jak przystało na turystę z przygłupim wyrazem spazmu na twarzy, kilkukrotnie, "czy moja walizka będzie automatycznie przełożona na lot z Denver do Sioux Falls". Oczywiście miła pani powiedziała mi grzecznie zacnym miękim kalifornijskim akcentem "SURE, NO WORRIES SIR". Alleluja! To mnie już uspokoiło. Nie mam się o co martwić.

Rewelacja, pomyślałem, o to mi chodziło. Nie martwić się o nic. Usiąść wygodnie w samolocie i lecieć przed siebie. Chwilka! Nie o to chodzi w podróżowaniu? Oj ja głupi, mistrz wybaczy jak ja śmiał. Oczywiście nie poszło tak gładko!

Mój samolot z Los Angeles do Denver miał ponad 2 godziny opóźnienia, które spędziłem na płycie lotniska w jakimś czymś co miało stanowić terminal. Ja tam głupi wieśniak nie wiem i pewnie rzekłby nie jeden mędrzec "nie zna się Pan", jednakże nie chciało być inaczej! Budynek ów trącał mi klimatem baraku, niczym dawne lotnisko we Wrocławiu, a obecnie przeniesione do Gdańska i dumnie zwane Lotniskiem Wałęsy. Wiem, wiem - nowe w budowie, jednak chodziło mi o złośliwą przenośnie...

Tak, czy owak. Zgadnijcie co? Skoro odlatywałem po zaplanowanym czasie z LA, to jak łatwo się domyślić - bum! Uciekła mi samolot w Denver, który miał mnie zabrać do Sioux Falls... Klapa Panie, klapa! Taki los!


Stara miejska elektrownia w Sioux Falls


Sioux Falls

Rzecz zaskakująca stała się! O losie słodki. Mój samolot, który miał mnie zabrać z Denver... też miał opóźnienie. Buhahahaha! Cóż za ironia, choć tym razem zagrała na moją korzyść. Zdążę na lot do Sioux Falls. Swoją drogą mała dygresja. Jeśli chcecie korzystać z pomocy telefonicznej na lotnisku w Denver - proszę bardzo. Jakże cudna technika, ale uwaga tu nagroda - oczywiście dla wynalazcy. Infolinia jest w 100% automatyczna i jakoby posiadając zacny słowiański akcent przebicie się przez nią, aby dostać cenne informację stanowi swoisty wyzwanie, niczym przeprawa przez wojskowe zasieki...no ni cholery nie mówię z buzią pełną klusek i zawsze te nadwiślańskie sylaby nie pasują do tanga, o czym wynalazca tejże piekielnej infolinii zdał się zapomnieć?

Taki coś na styl europejski kościół.
Całkiem ładnie wygląda, choć porównanie go do naszych kilkuset letnich kościołów robi go disneyową tekturową atrapą.

Typowa ulica w Sioux Falls. Proszę zwrócić uwagę na domy.

Jak wyżej. Domy z deski prefabrykowane.

Wnętrze kościoła.
Całkiem okazałe trzeba przyznać jak na kraj co ma zaledwie dwieście "parę" lat


Sioux Falls przywitało mnie z kilkugodzinnym opóźnieniem i... jak zobaczyłem, iż taśma z walizkami pieszczotliwie po angielsku zwana carousel , nie ma mojej walizki - that's it! Miałem tej krainy dość, a dopiero to mój pierwszy dzień. Zegar wskazywał 3 w nocy, a miasto okazywało się krainą duchów. Mianowicie dama, która wydała mi klucze do wypożyczonej furmany zniknęła w trybie przyspieszonym, a reszta pasażerów wyparawoła pozostawiając na lotniku tylko strażnika... i mnie wielkim znakiem zapytania nad głową - gdzie do cholery jest moja walizka!?

Ok! Nie będę już zanudzał i drążył tematu. Popatrzcie sobie na zdjęcia. Ciąg dalszy napiszę, gdy o to poprosicie - proszę o wpisy w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz