Wizyta u lekarza

  • 1 lutego 2015
  • 0
Chodzenie do lekarza jak łatwo się domyślić też jest tutaj... inne. Chodzi mi rzecz jasna o proces oraz formalności, a nie samą wizytę:) Oczywiście nie jest to żaden bardzo złożony proces, czy coś takiego, jednakże postaram się to opisać na swoim oraz swojej rodziny przypadku.

Zacznijmy jednak od pewnego sprostowania. Wizyty u lekarza nie są darmowe. Tak, wiem, w Polsce też. Każda wizyta u lekarz opłacana jest ze społecznego ubezpieczenia, jednakże to nie temat na ten wpis.

Mianowicie tutaj jak idę do lekarza czy to prywatnego czy publicznego muszę zapłacić z własnych pieniędzy za wizytę i nie ma, że boli. Coś na wzór amerykańskiego systemu ubezpieczenia społecznego. Najpierw płacisz za wizytę, a później wnioskujesz o zwrot kosztów leczenia do towarzystwa ubezpieczeniowego.

Typowa wizyta u lekarza, źródło: straitstimes.com


Tutaj jednak wygląda to troszeczkę inaczej. Mój pracodawca dał mi kartę, która potwierdza, że opłaca on za mnie składki w towarzystwie ubezpieczeniowym "takim i owakim". W przypadku poniesionych kosztów leczenia, które jak wspomniałem wcześniej, najpierw płacę ze swojej kieszeni. Następnie składam oficjalny wniosek do towarzystwa ubezpieczeniowego załączając rachunki kosztów jakie poniosłem i czekam sobie cierpliwie na przelanie pieniędzy na moje konto.

Zestaw wyliczonych leków. Jak widać nawet w tej sferze życia pragmatyzm przemawia.
Zwrot kosztów leczenia trwa zazwyczaj około 1 miesiąca, choć czasami może wydłużyć się do 3, szczególnie, gdy w grę wchodzą wizyty u specjalisty. Weryfikacja wniosku, jak i załączonych dokumentów, rachunków trwa po prostu dłużej. Tu haczyk. Czasami towarzystwo ubezpieczeniowe podważa zasadność złożonego wniosku. Jedynie chodzi o to dlatego udałem się bezpośrednio do specjalisty z moją dolegliwością (np. do neurologa), a nie najpierw do lekarza pierwszego kontaktu (Family Doctor), który to napisałby mi oficjalnie skierowanie do neurologa (referral letter), na podstawie którego towarzystwu ubezpieczeniowemu "łatwiej potwierdzić" zasadność wizyty u neurologa.

Tak czy owak. Jest to swoista drobna biurokracja. Zasadność jej widzę, aczkolwiek trzeba zawsze o niej pamiętać - jaka droga prowadzi do specjalisty, aby potem bez stresu odebrać pieniądze za leczenie.

Zwolnienie lekarskie. Tylko dwa dni? O tak! Znów pragmatyzm. Nie ma miejsca na "ściemnianie".
Jak opisałem powyżej tak wygląda kwestia wizyt u specjalistów oraz w szpitalach. "Przećwiczyliśmy" to na całej naszej rodzinie i poprostu tak to zdaje się działać. Lekarz rodzinny, a dopiero gdy zachodzi potrzeba - specjalista/szpital. Za każdym razem opłata, bęc! Z naszych portfeli. Po leczeniu pisemko do towarzystwa ubezpieczeniowego o zwrot kosztów i czekanie na wyglądany przelew.

Pewnie drapiesz się po głowie - ile to kosztuje skoro płaci się z własnej kieszeni? Tutaj zaskoczenie. Nie jest to aż tak miażdżąco drogie, aczkolwiek i nie tanie. Tak więc wizyta u specjalisty to koszt 120-250 SGD (dolary singapurskie). Badania specjalistyczne. hmmm.... cennikiem nie zarzucę, bo na szczęście nie jesteśmy chodzącymi hipochondrykami, ale dla przykładu kilka zdjęć RTG to koszt ~ 450 SGD.

Lepiej natomiast wygląda sytuacja z wizytami u lekarzy pierwszego kontaktu. Mając ubezpieczenie dostajemy wraz z nim listę klinik, które możemy odwiedzić w przypadku choroby. W tych miejscach nie płacimy za wizytę, chyba, że rodzaj ubezpieczenia jakie mamy mówi coś innego. Dla przykładu pracodawca płaci ubezpieczenie za nas, które pokryje tylko 70% kosztów wizyty i leków.

Wtedy z kartą ubezpieczeniową (wygląda jak zwykła kredytówka) idzie się na wizytę. Lekarz bada, duma, klika w komputerze i wypisuje nam (w swoim sekretnym komputerku oczywiście) co nam dolega.

Siadamy przy recepcji i czekamy grzecznie na wydanie nam lekarstw. Dostajemy lekarstwa (wliczone w koszt wizyty) w małych porcjach (tylko tyle ile naprawdę potrzebujemy zużyć) i idziemy je łykać do domu oraz kurować się. Nie ma żadnej recepty oraz wizyt w aptece. Wszystko co nam lekarz przepisał dostajemy w klinice. Porcje są wyliczone i bardzo dobrze opisane jak i kiedy je zażywać. Innymi słowy. Nie hodujemy w domu mini apteki. Zacne!

Typowy lekarz rodzinny, źródło anthroposhc.com


Gdy jest potrzeba abyśmy leczyli się w domu i odpoczęli od pracy dostajemy rzecz jasna zwolnienie lekarskie, jednakże tylko na dwa dni... Po dwóch dniach do kontroli. Gdy zachodzi potrzeba według opinii lekarza dostajemy kolejne zwolnienie na dwa dni. Innymi słowy - nie ma miejsca na bumelowanie oraz marnotrawstwo.

Trzeba przyznać, iż racjonalizm oraz pragmatyzm Singapurczyków nawet w tej sferze życia daje się mocno zauważyć... dla mnie bomba!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz